Bohaterem był brat mamy Józef, który nie zdradził...
Z ocalałych przymglonych fotografii spogląda zawadiacko przystojny chłopak z bujną ciemną czupryną śmiało odrzuconą z czoła. Na ganku grupka dziewcząt wystrojonych w najlepsze sukienki. I on, którego wszędzie pełno, wychowany przez kobiety, hołubiony przez nie, roześmiany... "Chodź Józek do zdjęcia! No chodź.." wołają kuzynki i siostry. Wreszcie wychodzi dziarskim krokiem, poprawiając krawat i zapinając marynarkę – staje wyprostowany pomiędzy najładniejszymi dziewczynami. Lubi towarzystwo, z ludźmi trzeba pogadać. Józef lubi "robić na gospodarstwie" rodziców. Rodzina... Józef uśmiecha się na myśl o najbliższych. "Świeża woda zdrowia doda" na płóciennych ręcznikach i miednica z wodą, święte obrazy i codzienny pacierz.
Druga fotografia, podobne ujęcie, ale tu na pierwszym planie Józef z akordeonem. Wychodzi przed grupkę stojących w drzwiach młodych mężczyzn. Patrząc w obiektyw, z fantazją wygrywa jakiś przedwojenny szlagier. Muzyka jest głośna, powietrze rześkie, mężczyźni palą i rzucają uwagi o wojnie, o polityce, o gospodarstwie, o ziemi... Jak to mężczyźni. Józef pierwszy do gadki, zawsze ma coś do powiedzenia, nie da sobie w kaszę dmuchać. Kaszub z dziada pradziada i nieodrodny syn ojca, po którym zresztą odziedziczył imię.
Pomagali im, mój brat z ojcem tam chodził. Ojciec co mógł, to dawał, bo miał gospodarstwo.Chodzili tam w nocy i nosili jedzenie partyzantom.
W jamach żyjemy strachem zaryci,
w grozie drążymy mroczne miłości,
własne posągi – źli troglodyci.
Nas nauczono. Nie ma miłości.
Jakże nam jeszcze uciekać w mrok
przed żaglem nozdrzy węszących nas,
przed siecią wzdętą kijów i rąk,
kiedy nie wrócą matki ni dzieci
w pustego serca rozpruty strąk.
K.K. Baczyński Pokolenie
Oto pocztówka z dnia 10 lutego 1945 r., napisana po polsku, przesłana do siostry w Tępczu:
„Kochana Siostro i Gryto, Langfur 4.12.1944 r. Piszę do was parę słów, że jestem Bogu dzięki przy zdrowiu i idzie mi dobrze. Kochana Siostro i Gryto, ja myślałem, że ty mnie odwiedzisz więcej razy. Jak masz czas, to przyjedź mnie odwiedzić, bo kto wie, że my się później zobaczym. Pozdrawia was wasz Brat Józef. Proszę o odpis. Proszę pozdrowić rodzinę Tempskich”.
Życzenie Józka spełniło się, siostra pojawia się w odwiedziny.
Mama odwiedziła go trzy dni przed śmiercią. I jeszcze pisała do samego Hitlera (o ułaskawienie), tłumaczyła go, że on młody... I dostała odpowiedź, że to będzie trwało trzy miesiące. Wszystko to były kłamstwa, bo już był skazany i czekał na śmierć – wspomina jego siostrzenica.
Po siedmiu miesiącach dalszych przesłuchań oskarżono ich o działalność z bronią przeciwko III Rzeszy i postawiono przed sądem specjalnym. Sąd skazał ich trzech na karę śmierci .Wyrok wykonano 17 lutego 1945 r. w Gdańsku. Zostali rozstrzelani.
Kochana siostro i Gryto. 17 II 45. Danzig- Langfur
Pisze do was parę słów i to smutne, że będę o godzinie 8 zabity. Kochano siostro i Gryto, to jest wszystko wola Boża. Kochana siostro, jak brat nie powróci, to gospodarstwo ty zatrzymasz, dajcie za mnie na mszę świętą i módlcie się za mnie do Pana Boga, że ja muszę iść z tego świata tak młody, bardzo mi ciężko, ale to jest wszystko od Boga namienione. Kochana siostro i Gryto, pozdrówcie wszystkich moich krewnych i sąsiadów Tempskich i niech się za mnie modlą do Pana Boga, Kochana siostro i Gryto ten list, co ja ostatnią moją ręką pisze, schówcie sobie na pamiątkę, jest u nas już ksiądz i my trzech będziemy się spowiadać. Kochana siostro i Gryto, musze kończyć, bo godzina mojej śmierci nadchodzi i macie mnie zawsze w pamięci. Najmilszy wasz brat Józef – Amen”.
Albo ptak zimowy w śniegu na mnie woła,
długie pola pod nim, pola smutku
gdzie się cisza zmienia w głuchy łuk kościoła
i tak w wieczność wchodzę po cichutku. (...)
I powrócę między ludzi w gniew i miłość
w kruchym ciele, w nieostrożnym, w szklanej trumnie,
tak poczekać w tym, co jest, i w tym, co było,
całą wieczność tak przeczekać, nim zrozumiem.
K.K. Baczyński Co jest we mnie
Gwiazda Józefa Dzięcielskiego rozbłysła po raz ostatni wraz z hukiem wystrzału plutonu egzekucyjnego w gdańskim więzieniu, w lutym 1945. Jak wielu z pokolenia Kolumbów, przeżył swoje krótkie życie rozpięte pomiędzy rocznikiem 1924 a którymś z sześciu lat wojennej hekatomby. W tym ogniu stopiło się i dramatycznie zmizerniało jego młodzieńcze życie, zahartowało się i wpełzło do partyzanckiego bunkra, aby ostatecznie rozsypać w proch gdzieś na gdańskiej Zaspie, w miejscu na zawsze nieodkrytym. Po latach jego siostrzenica tak podsumuje opowieść o wujku:
Kto był bohaterem...? Bohaterem był brat mamy (Józef), który nie zdradził, gdy Niemcy go złapali, nic nie powiedział o innych bunkrach. Dał się zabić po prostu.
Pomagali im, mój brat z ojcem tam chodził. Ojciec co mógł, to dawał, bo miał gospodarstwo.Chodzili tam w nocy i nosili jedzenie partyzantom.